Przejdź do głównej zawartości

Sandor Marai. Sindbad powraca do domu.


Wydane przez
Wydawnictwo Czytelnik

Nie dajcie się zwieść niepozornym rozmiarom powieści węgierskiego prozaika. Książka wydana w serii Nike jest przebogata w treść i emocje.

Sandor Marai tekstem o Sindbadzie składa hołd Gyula Krúdy’emu – pisarzowi, który zasłynął z przywołania świata świetności, marzeń i wędrówek , tajemnych sensów, mar i niezwykłości dzięki postaci bohatera z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. 

Sandor Marai darzył wielkim uznaniem Krúdy’ego, tak wielkim, że postanowił przedstawić swoim czytelnikom jeden – ostatni – dzień z życia swojego Mistrza. Śledzimy zatem wydarzenia 12 maja 1933 roku, a okazję ku temu autor stwarza nam przednią – towarzyszymy Sindbadowi od chwil porannych do momentu pożegnania z życiem.

Każde zdanie w tej powieści wiele waży, każde jest znaczące i nie pozwala potraktować się lekko. Przykuwa uwagę, nie pozwala czytelnikowi brodzić myślami gdzieś poza Budapesztem i czynami bohatera, jednocześnie nasyca pięknem już minionym, każe tęsknić za świetnością, jakiej już nie znajdziemy, pobudza do marzeń.

Autor wnikliwie opisuje węgierską duszę, Węgrów, którzy choć niby dla nas „bratanki” stanowią pewną niewiadomą. 

(…) znal Węgrów i wszystko w nich lubił, zgłębił i zrozumiał. Znał ich wczesną młodość, kiedy każdy z nich przypomina po trosze Don Kichota, najchętniej rzucałby się z lancą na wiatraki, mówi za szybko i wali głową w ścianę bez żadnej szczególnej przyczyny, bo nie radzi sobie nerwami. Znał ich, gdy statecznieli i cała ich istota, twarze, ruchy zaczynały emanować godnością, jakby byli kapłanami składającymi ofiarę gdzieś na południu Francji. 

Oprócz doskonałych opisów ludzi, wydarzeń – Marai robi nam prezent z portretów Budy i Pesztu, a szczególnie przepięknie opowiada o rzece.

Sindbad był zaprzyjaźniony z Dunajem. Starał się mieszkać zawsze w pobliżu potężnego i leniwego cielska rzeki, znał jej wszystkie humory i kaprysy, głosy i barwy, ptaki i ludzi żyjących w jej pobliżu, znał jej nocne tajemnice, kiedy samobójcy unoszą się w kierunku Paksu na falach niczym mewy, znał letnią hałaśliwość rzeki, znał jasny odcień jej splotów i błękitno-jedwabiste marzenia, rozpoznawał, kiedy była rozstrojona, jak bezdomny poeta, a kiedy znów czarna i tragiczna jak znawczyni najbrudniejszych tajemnic miasta i jego krwawej nieufności.

Czytałam marząc o bogactwie kulturowym monarchii, tęskniąc za czasami jakich doświadczyć już nie mogłam i przekonując się, że bezapelacyjnie należę do wielbicielek twórczości Sandora Marai.

Komentarze

Uwielbiam Marai, nie rozstaję się z jego dziennikami, zaglądam z przyjemnością do "Księgi ziół", a od czasu do czasu czytam ponownie "Żar". Cudownie opisałaś jego książkę :-) Dziękuję!
Monika Badowska pisze…
Bo to cudowna książka:)
Anonimowy pisze…
bardzo zaciekawiające, ja sobie to na pewno zaraz zamówię, Marai jest dla mnie już kimś bliskim..."Dziennik" i "Krew świętego Januarego" najbardziej...
Twój blog podczytuję po cichu i jest dla mnie czasem źródłem różnych entuzjazmów, za co dziękuję:)
Monika Badowska pisze…
Nyemo,
dziękuję za miłe słowa:)

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k