Przejdź do głównej zawartości

Yannick Haenel. Jan Karski.

Wydane przez
Wydawnictwo Literackie

W czwartej klasie liceum przestałam korzystać z podręczników do historii. Uczyłam się tylko z książki Jana Karskiego, książki pisanej tak przejrzyście, że treść sama wchodziła do głowy. Niestety, wówczas nie zainteresowałam się kim był Jan Karski. Dziś na fali dobrych wspomnień sięgnęłam po książkę Yannicka Haenela, by poznać postać Jana Kozielewskiego ukrywającego się pod znanym szeroko pseudonimem.

Książka podzielona jest na trzy części. W pierwszej Autor omawia wizerunek Jana Karskiego ukazany w filmie "Shoah" Claude'a Lanzmanna. Druga opiera się na książce "Tajne państwo: opowieść o polskim Podziemiu" Karskiego. Część trzecia, najbardziej zbeletryzowana, przedstawia Jana Karskiego takiego jakim widział go Autor i jakim opisali go E. Thomas Wood i Stanisław M. Jankowski w książce o polskim tytule "Karski: opowieść o emisariuszu".

"Jan Karski" to niełatwa lektura. Trud jej czytania polega na tym, iż jest wymagająca, tak jak jej bohater. Wymaga od czytelnika uświadomienia sobie tego, co znaczy Shoah. Stawia czytelnika wobec twardych faktów - lekceważącego ziewania Roosevelta, zabaw młodych nazistów w gettcie, nocy spędzonych na nielegalnym przekraczaniu granicy, czy dni gestapowskich tortur. Najtrudniejsze jest jednak to, że Karskiemu  depozytariuszowi nadziei na życie, na pamięć, na sprzeciw nie chciano uwierzyć, bądź nie chciano zrobić nic, by przekonać proszących o pomoc, że uwierzono. 

Wstrząsająco jest czytać o Karskim, który udzielał wywiadów, spotykał się  dziennikarzami, śmietanką towarzyską, politykami, przywódcami, który opisując warunki życia w gettcie w Warszawie, czy obozie w Izbicy Lubelskiej natykał się na niedowierzanie, ba, wręcz zniesmaczenie płynące z przekonania, iż jego opowieści są przesadnym barwieniem rzeczywistości. Aż czuć ból człowieka wypełniającego swe posłanie i zderzającego się z twardą ścianą zależności politycznych, układów sił, obojętnością wobec milionów mordowanych. I choć chciałoby się spuentować wyzwalanie obozów koncentracyjnych okrzykiem "miałem rację" - triumf ten byłby zbyt gorzki . Lepiej milczeć.

Książka Yannicka Haenela to lektura, która nie daje ukojenia. Prowokuje do definiowania na nowo poglądów na historię, świat. To lektura obowiązkowa.

P.S. Przede mną "Strażnicy" Bruno Tessarecha. 

Komentarze

Sara pisze…
Nazwisko kojrzy mi się jedynie z okresem II wojny światewoej, bo wydaje mi się, że pani na lekcji coś o tym panu mówiła... Może kiedyś przeczytam, skoro twierdzisz, że lektura obowiązkowa:)
Monika Badowska pisze…
Saro,
zdecydowanie obowiązkowa.

Popularne posty z tego bloga

Konkurs na Blog Roku

Wczoraj ów konkurs wkroczył w kolejny etap. Za nami czas zgłaszania blogów, przed nami czas głosowania na te, co zgłoszone, a po południu 22 stycznia najpopularniejsze blogi oceniać będzie Kapituła Konkursu. Aby zagłosować na bloga, którego właśnie czytacie należy wysłać sms-a o treści E00071 (e, trzy zera, siedem, jeden) na nr 7144. Taki sms kosztuje 1,22 zł. Szczegóły konkursu: http://www.blogroku.pl/

Spacer po Sudetach, czyli kilka słów podsumowania.

Wyruszyłam ze Świeradowa Zdroju i z każdym krokiem oddalającym mnie od centrum i hałasu dobiegającego z okolicznych budów czułam się coraz lepiej. Cisza i pustka to zdecydowanie przestrzeń mi sprzyjająca. Oczy mi ciągnęło do błyszczących kamieni pod nogami, a całą sobą dostrajalam się do otaczającego mnie lasu. Im głębiej w Izery, tym więcej rowerzystów, ale urok Hali Izerskiej i obserwacja ludzi zajadających się popisowym daniem Chatki Górzystów nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Gdy przy Stacji Turystycznej Orle okazało się, że będę spała w starym drewnianym domu, sama w wieloosobowym pokoju, uśmiechnęłam się szeroko. Obejrzałam wystawę, zjadłam niezbyt ciepłą acz smaczną zupę i zakończyłam długi dzień. Dzień kolejny okazał się być jeszcze dłuższy. W Jakuszycach o moje dobre nastawienie zadbała kawa w hotelowej restauracji i piękna droga przez las tuż za Jakuszycami. Karkonoski Park Narodowy rozpoczął się kaskada wodną, przy której można przycupnąć, by kupić bilet. Chwilę

Katarzyna Berenika Miszczuk. Tajemnica Dąbrówki

Katarzyna Berenika Miszczuk, bazując na swoich doświadczeniach z pisaniem o świecie pełnym słowiańskich bóstw, wkracza w literaturę dziecięcą. Wkroczyła właściwie książką "Tajemnica domu w Bielinach", bo ta, prezentowana przeze mnie powieść, opisująca rodzinę Lipowskich jest kontynuacją wspomnianej powyżej. I mamy otóż mamę z czwórką dzieci, która zamieszkuje wspólnie z ciotką zmagającą się z chorobą Alzhaimera w Bielinach. Wsi, o której nawet mieszkańców mówią z lekkim przekąsem - "bo wiadomo jak to u nas". Owo "u nas" oznacza bowiem tajemnicze zjawiska, niemniej tajemnicze postaci i świat nie do końca taki jaki znany jest nam powszechnie. Jest on dzielony z domownikami, biedami, błędnymi ognikami i innymi stworzeniami, o których - z dużym zapałem - czyta w Bestiariuszu ośmioletnia Tosia. Jej mama wpadła na straszny, zdaniem dziewczynki pomysł. Szuka niani, która zajmie się nią (prawie dorosłą nią!) i maleńką Dąbrówką. Tosia robi wszystko, by odstraszyć k